czwartek, 7 stycznia 2010

Czarno biały świat

Niektórzy są piękni tak po prostu.

Rodzą się piękni, są pięknymi niemowlakami, dziećmi, potem są piękną młodzieżą, dorosłym i do końca zachowują urodę jako piękni staruszkowie.

Takim właśnie farciarzem jest Batman. Był pięknym, monochromatycznie doskonałym noworodkiem i nie zaliczył jak dotąd słabszego okresu w swoim rozwoju.

Do tego wydaje mi się być świadomym swojej urody, jak piękne dziecko, przyzwyczajone do tego, że wszyscy na nie reagują uśmiechami, słodkimi słówkami i pieszczotami.

Wszystkie te wyrazy uznania Batman traktuje jako należne mu w sposób oczywisty, pławi się w ich ciepełku, i chociaż czasem próbuje udawać, że mu wcale a wcale na nich nie zależy, to jednak pogłaskany, zawsze wciska grzbiecik w głaszczącą go dłoń. To chyba przez to nieustanne okazywanie mu uczuć Batmanek wyewoluował z pozycji słodkiego pierdoły na pozycję słodkiego kociaka mającego swoje zdanie na każdy temat.

On pierwszy poczuł w sobie zew lwiej krwi i zaczął groźnie warczeć nosząc w pyszczku upolowane zabawki i nad talerzykiem z wołowiną, on jeden potrafi groźnie prychnąć nie otwierając ust. Jednocześnie jest tak uroczy, miły, mruczący i pieszczotliwy, że trudno go minąć nie całując wąskiej główki lub zawadiacko umazanego czernią pysia.

Batman z dumą nosi swoje piękne uszy, długi ogon, z wdziękiem stawia smukłe łapki o okrągłych stópkach i potrafi zajrzeć w oczy tak, że serce topnieje jak wosk. Piękny, elegancki, bikolor idealny.

Niektórzy rodzą się śmieszni.

Od pierwszych chwil życia, jeszcze zanim otworzą oczka, robią rzeczy, które sprawiają, że człowiek się rozczula i uśmiecha niezależnie od tego, jaki humor miał chwilę wcześniej. Tak właśnie działa na otoczenie Kruczuś. Zawsze przybierał pozy prowokujące do całowania go po brzuszku, czy to gryzł pazurki, czy to czyścił ogonek, emanował z niego optymizm, urok i poczucie humoru. Jak podrósł, wygłupiał się celowo, robił śmieszne miny, brykał bokiem na sztywnych nóżkach i ze zjeżonym ogonkiem, a nawet, jeśli nic nie robił, to i tak człowiek, patrząc na jego uśmiechnięte, białe pysio, z rozkosznie różowym noskiem miał ochotę go pożreć i to bez soli tudzież pieprzu.

Zrobił mi też niezły dowcip rosnąc. Na początku, przy swoim pięknym rodzeństwie wyglądał, jakby domowa kotka sąsiadów podrzuciła pięknej Bibi swoje nieślubne dziecko. Pewnego dnia spojrzałam na niego i okazało się, że z dawnego, grubiutkiego i okrągłego Kruczka zostały kolory i uśmiech a on sam, nie wiadomo jaki kiedy, przemienił się w słodkiego, małego korniszka, który świetnie komponuje się z resztą kociaków. Poprawka: zostało mu też wysuwanie jęzora z pysia podczas miauku i wielkie, kruczkowe poczucie humoru.

Kociakowie black & white. Patrząc na nich, można raz na zawsze wybić sobie z głowy, że czarno biały kot jest zwykły, pospolity, nieciekawy, bezbarwny. Im dłużej się na nich patrzy, tym bardziej do człowieka dociera, że czarno-biały kot to kontrast wcielony, piękny, niezwykły, elegancki, efektowny i niepowtarzalny, niezależnie od tego, jak matka natura raczyła czerń z bielą wymieszać.

Bo jak mówi klasyk, znany krowolog i krowofil, AnnaR: krowę trzeba kochać, dbać, pielęgnować… krowa wtedy rośnie, rozkwita jak róża i kocha, kocha jak tylko krowa potrafi… Krowę nie każdy mieć może…

I nie sposób się z tym nie zgodzić. Można tylko dodać, że do krowiasto kolorowanych kotków trzeba dojrzeć i dorosnąć, wyrobić sobie gust i smak.

Dopiero wtedy można dostrzec i docenić urok i piękno czarno-białego kota.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

... oranyjulek ależ Ty to ładnie napisałaś ... normalnie aż się coś człowiekowi robi jak się czyta te Twoje opowiastki ...

Twoja Wierna Czytelniczka

I przyszły Dumny Domek Pięknej Krówki

agam

Emmy pisze...

Pełen zachwytu drugi dumny domek drugiej krówki również się melduje :)
Cudo :)

Gosia plitnik pisze...

Opowieści przepiekne. Właścicielka czaruje słowem. A miauleństwa wyrosły na parwdziwe piękności

Karolina pisze...

I ja też mam krówkę po Scardiniusowej krówce :)

Lubię Cię czytać :)